Pamięć o Januszu Korczaku

Janusz Korczak - Pamięć o Januszu Korczaku

WIERNOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ ŚMIERĆ
(Słowa o Januszu Korczaku)

WŁADYSŁAW SZLENGEL • STEFANIA NEY (GRODZIEŃSKA) •HALINA BIREN

Janusz Korczak z wychowankami w Getcie Warszawskim

Władysław Szlengel

Dziś widziałem Janusza Korczaka
Jak szedł z dziećmi w ostatnim pochodzie,
A dzieci były czyściutko ubrane,
Jak na spacerze w ogrodzie.

Nosiły czyste fartuszki świąteczne,
Które dzisiaj już można dobrudzić,
Piątkami Dom Sierot szedł miastem,
Knieja tropionych ludzi.

Miasto miało twarz przerażona,
Masyw dziwnie odarty i goły,
Patrzyły w ulice puste okna,
Jak martwe oczodoły.

Czasem krzyk jak ptak zabłąkany
Był dzwonem śmierci bez racji,
Apatyczni jeździli rikszami
Panowie sytuacji.

Czasem tupot i szurgot i cisza,
Ktoś w przelocie rozmowę miał spieszna,
Przerażony i niemy w modlitwie
Stał kościół ulicy Leszno.

A tu dzieci piątkami – spokojnie,
Nikt nikogo nie ciągnął z szeregu,
To sieroty – nikt stawek nie wtykał
W dłonie granatowych kolegów.

Interwencji na placu nie było,
Nikt Szterlingowi w ucho nie dyszał,
Nikt zegarków w rodzinie nie zbierał
Dla spijaczonego Łotysza.

Janusz Korczak szedł prosto na przedzie
Z gołą głową – z oczami bez lęku,
Za kieszeń trzymało go dziecko,
Dwoje małych sam trzymał na ręku.

Ktoś doleciał – papier miał w dłoni,
Coś tłumaczył i wrzeszczał nerwowo,
– Pan może wrócić… jest kartka od Brandta,
Korczak niemo potrząsnął głową.

Nawet wcale im nie tłumaczył,
Tym, co przyszli z laską niemiecką,
Jakże włożyć w te głowy bezduszne,
Co znaczy samo zostawić dziecko…

Tyle lat… w tej wędrówce upartej,
By w dłoń dziecka kule dać słońca,
Jakże teraz zostawić strwożone,
Pójdzie z nimi… dalej… do końca…

Potem myślał o królu Maciusiu,
że mu los tej przygody poskąpił.
Król Maciuś na wyspie wśród dzikich
Też inaczej by nie postąpił.

Dzieci właśnie szły do wagonów
Jak na wycieczkę podmiejska w Lagbomer,
A ten mały z tą miną zuchwałą,
Czuł się dzisiaj zupełnie jak Szomer.

Pomyślałem w tej chwili zwyczajnej,
Dla Europy nic przecież niewartej,
że on dla nas w historie w tej chwili
Najpiękniejszą wpisuje kartę.

Że w tej wojnie żydowskiej, haniebnej,
W bezmiarze hańby, w tumulcie bez rady,
W tej walce o życie za wszystko,
W tym odmęcie przekupstwa i zdrady,

Na tym froncie, gdzie śmierć nie osławia,
W tym koszmarnym tańcu wśród nocy,
Był jedynym dumnym żołnierzem –
Janusz Korczak opiekun sieroty.

Czy słyszycie sąsiedzi zza murka,
Co na śmierć nasza patrzycie przez kratę?
Janusz Korczak umarł, abyśmy
Mieli także swe Westerplatte.

Stefania Ney (Grodzieńska)

O Januszu Korczaku

Podczas ogólnej rzezi, gdy Niemcy mordowali dzieci z sierocińca Janusza Korczaka, jemu samemu ofiarowano możliwość uratowania się. Korczak odmówił i poszedł na śmierć z dwojgiem najmłodszych dzieci na ręku.

Gdyby wziąć wszystkie uśmiechy dziecięce,
uśmiechy kwiatowe i uśmiechy ptaków,
uśmiech poety i uśmiech lekarza –
powstałby wiersz o Januszu Korczaku.

Wiersz o człowieku, co w czasach ciemności,
na obłąkanym z nienawiści święcie,
miał jasne serce i miał jasne myśli,
wiersz o człowieku, co kochał dzieci.

Ukochał dzieci, które świat dorosłych
obdarzył chłodem, głodem i przekleństwem,
co ciężko przeszły swa króciutką drogę
od urodzenia do śmierci męczeńskiej.

Dzieci zaszczute jak parszywe psiaki,
spuchnięte z głodu, z twarzą półsiną,
ponurzy, starzy, pięcioletni ludzie,
za takie dzieci Janusz Korczak zginął.

Nie za ojczyznę, za Boga, za honor,
ani za matkę, za ojca, za brata,
ale za biedne, zawszone bachory,
za najnędzniejsze z wszystkich stworzeń świata.

Oddał im chleb swój i mądrość i serce,
żył z nimi w hańbie i w głodzie i w brudzie,
i zginął, kiedy mordowano dzieci,
co nie zdążyły być podłe jak ludzie.

Halina Birenbaum
Dzień, w którym wyprowadzili Korczaka

O Januszu Korczaku powiedziano i napisano wiele w rożnych krajach, w rożnych językach.

Nie znałam Go w owych dniach, ledwie przeczytałam wtedy cokolwiek z jego książek, byłam jeszcze dzieckiem. Powróciłam do nich po latach, jako kobieta wolna. Po wojnie. Byłam już wtedy matką.

Książki Janusza Korczaka porwały mnie, zachwyciły. Pokochałam je, czerpałam z nich otuchę, wzniosłam się dzięki nim do wyższego, wspaniałego świata, przez co życie nabrało dla mnie głębszej i większej wartości. I tylko teraz pojęłam, czym była ta wielka, przytłaczająca trwoga owego dnia w getcie warszawskim – podczas akcji wysiedleńczej, rzekomo – na Wschód…

Wszyscy Żydzi mieli zostać wysłani tam w swej ostatniej podroży.
Na początku łapanek sierociniec Korczaka – podobnie jak „szopy” (warsztaty) i rozmaite użyteczne przedsiębiorstwa pracujące dla Niemców – był bezpieczną stacją. Rzekomo pewną… Bo cóż, oprócz śmierci w Treblince lub przedtem na miejscu, było wówczas pewne? Istniały jednak złudzenia i wiara, silne, niczym żelazo. I wszyscy starali się za wszelką cenę dostać do „szopów”, aby się uratować.

Zazdroszczono szczęściarzom, którzy posiadali zezwolenia i szansę na życie, na pozostanie w getcie, na nie zesłanie na „Wschód”.

Ukrywaliśmy się, przechodziliśmy z piwnicy do piwnicy, ze strychu na strych – z jednych ulic na drugie. W strachu, w napięciu. Jeszcze dzień, jeszcze dzień, jeszcze godzinę, jeszcze minutę. Wierzyliśmy, że wojna się skończy i minie ten koszmar. Byle przetrwać, przetrwać i przeżyć. Przeciw władzom niemieckim. Wszelkimi środkami.

Nie oglądaliśmy się na złapanych, na znikających w wagonach bydlęcych. Widzieliśmy i czerpaliśmy otuchę u tych, co pozostawali, potrzebnych rzekomo, „dozwolonych” i „pewnych”. Sądziliśmy, że będziemy pośród tych wyjątków, którym udało się uniknąć wagonów, to znaczy pośród Żydów „potrzebnych”.

Aż jednego jasnego dnia, w godzinach porannych spadła wieść, która zmroziła nam krew w żyłach: powiedziano, że Korczak z wszystkimi dziećmi został wyprowadzony. Że wyciągają z „szopów” wybranych pracowników i wloką ich do pociągu, na Umschlagplatz!…

Rozwiało się złudzenie „pewności” oraz wiara, że niektórzy będą mieć szansę, że przynajmniej wyjątkowe jednostki pozostaną…

Tego dnia ja, wówczas dziecko, znów zobaczyłam dorosłych złamanych rozpaczą, plączących. Dotąd byli przeświadczeni, że Korczak z dziećmi, jako słynni, wyjątkowi – będą pośród tych, którym dane jest żyć.

W owych czasach ludzie już nie dziwili się niczemu, nic ich nie zdumiewało. Przejęci grozą, jedynie wyciągali wnioski, szybko przystosowywali się, wyostrzali swe reakcje, ulepszali kryjówki. Ale wyprowadzenie sierocińca Korczaka wstrząsnęło wszystkimi. Jeszcze jeden fundament naszego życia, stacja rozjaśniająca ciemności – padła. Los nas wszystkich został przesądzony.

Nigdy nie pojęliśmy tego tak dobitnie i bezlitośnie jak tamtego, pamiętnego dnia 5 sierpnia 1942 roku, gdy Korczak z dziećmi, spokojnie i z godnością poszedł na śmierć.

(opublikowane w Nowinach Kurierze, Tel Aviv)

Halina Birenbaum

Janusz Korczak – „Pamiętniki z getta” (fragmenty)

(Fragmenty recenzji po premierze przedstawienia Janusz Korczak – Pamiętniki z getta.
Scenariusz o ostatnich dniach Korczaka i jego sierocińca w ginącym getcie – Uri Orlev.
Reżyseria Nola Chelton. Teatr Miejski w Haifie, 1992)

Ludzkie pytania, co wolno, a co nie, co jest moralne w danym postępku wychowanka sierocińca – a co jest godne krytyki i kary… Dzieci, ludzie. Zwykli ludzie – w czasach niezwykłych, nieludzkich. Tak dobrze znane mi, zapamiętane na zawsze.

Takie pytania nakazują mi nagle [podczas premiery] spokój, wytrzymałość i wzniesienie się na nieznane dotąd wyżyny. Zrozumienie owych sytuacji i człowieka w nich. Miłości ludzkiej silniejszej niż śmierć i zagłada hitlerowska!

Korczak opiekujący się z niewysłowioną cierpliwością każdym problemem, przejawem czyjegoś działania, każdym pytaniem tych dzieci zasadzonych na śmierć. Jego powaga, głośne rozmyślania wraz z dziećmi nad życiem ludzkim, jego sensem, wartościami i powinnościami, mimo toczącego się mordu i absolutnej zagłady! Korczak zbiedzony, szarpany wątpliwościami, chwilami rezygnacji, załamania, od których szukał ucieczki nawet w myślach o samobójstwie, czy w alkoholu, choć przecież nie mógł pozwolić sobie by umrzeć i zostawić dzieci bez opieki…

Zastygłe uśmiechy, zduszone łzy, spojrzenia, słowa ostatnie – nieosiągalne marzenia o życiu! Pomysły szalone w szukaniu ratunku, płonne nadzieje ich powodzenia, rezygnacja, strach, rozpacz. I nie mniej ogromna, rozpaczliwa miłość na krawędzi śmierci.

Niestety, ludzie, którzy nie byli TAM WTEDY, do dziś nie pojmują, że zagłada to była nie tylko śmierć milionów – ale też rozbicie wszelkich zasad ludzkich, uznanych ogólnie wartości i wiary w nie. I nawet dobro i piękno ujawniło tam inną twarz – znękaną, zbiedzoną, bez żadnej aureoli czy mitów wielkich. Mitem w tym piekle stała się sama zdolność kochania, miłość, która przecież była niemożliwa – i poświecenie w jej imieniu, dla niej. Twarz ginącego w takich okolicznościach i warunkach nie posiada czcigodności…

Jak wytłumaczyć hitlerowską morderczość śmierci, w której nie zostało więcej nic ludzkiego, od której nie było ratunku dla nikogo niemal, a zwłaszcza dla takich biednych, niepotrzebnych nikomu sierot – którym Korczak potrafił dąć przynajmniej do ostatniej chwili poczucie człowieczeństwa, godności ludzkiej? I z tym umrzeć.

Janusz Korczak napisał w swym pamiętniku z dna piekła:

21 lipca 1942 r. … Jutro kończę sześćdziesiąt trzy albo sześćdziesiąt cztery lata… Ciężka to rzecz urodzić się i nauczyć żyć. Pozostaje mi o wiele łatwiejsze zadanie: umrzeć. Po śmierci może być znów ciężko, ale nie myślę o tym. Ostatni rok czy miesiąc, czy godzina. Chciałbym umierać świadomie i przytomnie. Nie wiem, co powiedziałbym dzieciom na pożegnanie. Pragnąłbym tyle…”
i w innym miejscu:
„…świat jest kroplą błota zawieszoną w bezkresie – zwierzęciem, które zrobiło karierę… Ale ta kropla błota zna cierpienie, umie kochać, płakać i pełna jest tęsknoty…”.
Korczak w tym świecie, w tej „kropli błota zawieszonej w bezkresie” podlewał kwiaty, jak mówi – „podlałem kwiaty, biedne rośliny sierocińca, rośliny żydowskiego sierocińca…”

I nagle – życie ma sens, a kres życia, nie jest więcej spleśniałą ohydą, bezładnym bełkotem niezrozumiałym, nawet i po Treblince. W każdym razie dla mnie. Dlatego chyba ja przeżyłam i potrafię istnieć po tym wszystkim.

(opublikowane w: Nowiny Kurier, Tel Aviv)

Halina Birenbaum

Prawda nie jest antysemicka
(fragmenty)

(fragmenty recenzji z filmu Korczak Andrzeja Wajdy)

Odkąd przyjechałam do Izraela, zaczęłam opowiadać o tym, co przeżyłam i co widziałam w getcie i w obozach śmierci. Pragnęłam przekazać fakty o tej strasznej rzeczywistości stamtąd z wszelkimi jej aspektami, nie przemilczając przeklętej roli judenratów, żydowskich policjantów i wszelkiego rodzaju kolaborantów spośród moich rodaków.

Zawsze byłam tego zdania, że należy opowiadać całą prawdę o wszystkim, a kiedy żąda się sprawiedliwości od innych – trzeba zacząć od siebie. Byłam świadkiem największych poświęceń i najwyższej wielkości ludzkiej, jak również niepojętych podłości.
Według mnie śmierć nie oczyszcza i nie uniewinnia.
Jeżeli pisze się i uczy o bohaterach, nie można nie osądzać tych, którzy ich wydawali w ręce gestapo, którzy łapali i prowadzili swych braci na śmierć, a nawet służyli w żydowskim oddziale gestapo zwanym w warszawskim getcie „trzynastka”, od numeru domu, w którym kwaterowali przy ul. Leszno 13. Komendantem ich był Gancwajch, postać występująca w jednej ze scen filmu Korczak.

Trudno jest strawić fakt, że mieliśmy z jednej strony Korczaka, Mordechaja Anielewicza, „Antka” (Cukiermana) – i z największym odróżnieniem – Gancwajcha, i Szmerlinga, komendanta żydowskiego Umschlagplatzu, współodpowiedzialnego za wywózkę Żydów do Treblinki.

Wiele pisał w getcie warszawskim o przestępstwach żydowskiej policji w swych pamiętnikach w getcie warszawskim historyk Emanuel Ringelblum, który zginął wraz z żoną i synkiem. Żądał, aby po wojnie osądzić policjantów i ich zbrodnie surowiej nawet niż hitlerowców.
[…]

Czułam się niejednokrotnie zraniona i upokorzona zarzutami antysemityzmu wysuwanymi wobec filmu Korczak i jego twórcy Andrzeja Wajdy, jakby mnie samą znieważono, bo to jest moja przeszłość, nie tylko film – mojego ojca zawlekli do wagonów do Treblinki, bijąc go pałkami i szarpiąc – żydowscy policjanci.

Musi się mieć odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, zmierzyć się z nią i wyciągnąć należyte wnioski, a także szanować, tych, którzy zadali sobie trud uwiecznić te cierpienia – pamięć o wspaniałym wychowawcy żydowskim Januszu Korczaku!

Film Korczak to wieczność pamięci tych cierpień i ludzkiej wielkości na krawędzi śmierci – w nich właśnie upamiętnienie.

A prawda nigdy nie jest antysemicka.

(opublikowane w: Nowiny Kurier, Tel Aviv oraz w Haaretz (po hebrajsku), Tel Aviv)