W wieku 93 lat zmarł Samuel Willenberg

Z ogromnym żalem przyjęliśmy wiadomość, że 19.02.2016 roku w Udim, w Izraelu, w wieku 93 lat zmarł Samuel Willenberg, ostatni świadek zbrodni niemieckiej dokonanej w Obozie Zagłady w Treblince.

Do Obozu Zagłady w Treblince Samuel trafił jako 19-latek wraz z ludnością getta z Opatowa. Uratował się dzięki temu, że spotkany w obozie kolega poradził mu, by ten zgłosił się do pracy jako murarz. Przeżył w Treblince dziesięć miesięcy w grupie więźniów Sonderkommanda pracujących na terenie obozu. W niedzielę 2 sierpnia 1943 roku wziął udział w buncie więźniów. Ranny w nogę podczas ucieczki z obozu, dotarł do Warszawy.

– Bunt nie wybuchł z dnia na dzień – relacjonował niejednokrotnie podczas kolejnych rocznic wybuchu powstania w Treblince Samuel Willenberg. – Wśród więźniów ze strefy przyjęć i strefy zagłady zawiązała się siatka konspiracyjna, o której niemal nikt nie wiedział. Plan był taki: otworzyć arsenał dorobionym kluczem, rozprowadzić broń, obrzucić Niemców i Ukraińców granatami, podpalić obóz i uciekać. Tak też się stało. Kilka baraków zajęło się ogniem. Komór gazowych nie udało się podpalić, ale rozpoczęła się strzelanina. Więźniowie zaczęli uciekać w stronę parkanu. Razem z nimi ja. Nigdy nie zapomnę widoku zapór czołgowych, wśród których stali wyprostowani niczym pomniki zabici więźniowie. Wokół leżały trupy. Razem z innymi uciekinierami przeskoczyliśmy po nich obierając kierunek w stronę lasu. I choć zostałem postrzelony w nogę biegłem dalej. W końcu oszalały zacząłem krzyczeć „Piekło spalone! Piekło spalone!” – opowiadał z przejęciem Samuel.

Samuelowi Willenbergowi udało się przeżyć piekło Treblinki i przedostać do Warszawy, gdzie odnalazł rodziców. Szybko też wziął udział w działalności dywersyjnej. Po wstąpieniu w szeregi Armii Krajowej brał udział w zdobywaniu Czeskiej Ambasady i walczył na barykadach Śródmieścia Południowego w oddziale batalionu „Ruczaj”. We wrześniu z przyczyn osobistych przeniósł się do PAL (Polskiej Armii Ludowej). Po upadku powstania został udekorowany orderami: Virtuti Militari V klasy, dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z mieczami i Złotą Odznaką Polskiej Armii Ludowej. Po zakończeniu wojny przez rok służył w Wojsku Polskim w stopniu porucznika. W 1946 na własną prośbę został zdemobilizowany. Wtedy to nawiązał współpracę z organizacją syjonistyczną, prowadził kursy samoobrony dla młodzieży żydowskiej oraz przeprowadzał przez Alpy grupy nielegalnych emigrantów do Palestyny. W 1948 roku ożenił się z Adą Lubelczyk, która przeżyła okupację w Warszawie ukrywając się po stronie aryjskiej. Podczas pobytu w Rzymie otrzymał wiadomość o śmierci ojca. Dwa lata później razem z żoną i matką wyjechali z Polski do Izraela. W Izraelu przez 40 lat pracował w Ministerstwie Rozbudowy jako główny inspektor mierniczy. W 1960 roku urodziła mu się córka Orit. W wieku 70 lat ukończył rzeźbiarstwo na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Jerozolimie i szybko zyskał rozgłos pracami związanymi z Holokaustem. Tworzył przede wszystkim rzeźby w glinie oraz odlewy w brązie. Do jego kanonu dzieł wlicza się m.in. 15 rzeźb przedstawiających ludzi i sceny z Treblinki. Wystawa zdjęć jego prac przedstawiających sceny z życia i śmierci z Obozu Zagłady w Treblince miała miejsce 2 sierpnia 2013 roku. Tego też roku został wmurowany kamień węgielny pod planowaną budowę Centrum Edukacji o Zagładzie Żydów, dzieła które zapoczątkował. W rozmowach prywatnych mówił: „To mój testament”.

Samuel Willenberg był nie tylko byłym więźniem obozu w Treblince, ale również od wielu lat wielkim przyjacielem Muzeum Walki i Męczeństwa. Cieszył się ogromną sympatią i szacunkiem wśród pracowników i spotykanych ludzi. Chętnie współpracował z mediami mając dla nich szczególne wyrozumienie i cierpliwość. Z wielkim zapałem przekazywał swoje smutne doświadczenie młodemu pokoleniu Polaków, Izraelczyków i Niemców. Uważał, że tragedii Treblinki nie da się opowiedzieć słowami, pośpiesznie przechodząc obok symbolicznych kamieni. Przybliżyć ją może tylko złowroga cisza lasu i pustka po zmarłych pozostawiona w sercu.

Aneta Korczak

20 lutego 2016