Uroczystości upamiętniające 72. rocznicę Powstania Więźniów

2 sierpnia na terenie byłego Obozu Zagłady w Treblince odbyły się uroczystości upamiętniające 72. rocznicę powstania więźniów. Wśród uczestników uroczystości obecny był ostatni ocalały świadek tamtych tragicznych wydarzeń – Samuel Willenberg. 92-latkowi towarzyszyła żona Ada, córka, zięć i wnuczka.

 

– Jesteśmy tutaj w 72. rocznicę rewolty w Treblince, rewolty, którą cytując za Samuelem Willenbergiem można nazwać „Piekło spalone”. Te słowa, które wykrzyczał Samuel wybiegając z obozu zawierają całą istotę tego, co się tutaj działo – tymi słowy rozpoczął uroczystości prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. – Miejsce to bowiem stało się największym grobem polskich Żydów, miejscem gdzie 900 tys. osób znalazło swoją śmierć. Dzisiaj chcemy pamiętać o tym miejscu i chcemy, aby Treblinka stała się jednym z tych świętych miejsc, które istnieją na mapie świata żydowskiego i mapie Polski. Chcielibyśmy też odtworzyć imiona tych, którzy tu zginęli. Znamy Janusza Korczaka, znamy imiona i nazwiska dzieci, które z nim tu przybyły, ale pamiętajmy o pozostałych, gdyż najstraszniejszą rzeczą, wydaję się śmierć anonimowa, bez imienia i nazwiska – dodał.

Prof. Paweł Śpiewak zapewnił, że dołoży wszelkich starań, aby obok Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince powstał ośrodek pamięci poświęcony pomordowanym Żydom. Zaznaczył też, że miejsce to stanie się galerią rzeźb Samuela Willenberga, które ten wykonał kilkanaście lat temu, a które symbolizują śmierć w Treblince.

O upalnej niedzieli 2 sierpnia 1943 roku przypomniał obecnym Samuel Willenberg. – Do buntu była potrzebna konspiracja. Trudno ją było zrobić, gdyż nikt się nie znał. A jednak zaczęła się już w listopadzie 1942 roku. Skąd ja wiem? Pracowałem wtedy w obozie przy futrach, które przywozili więźniowie ze wschodu. W tym czasie panowała epidemia tyfusu. Gdy któryś z nas zachorował, do końca pracy chowaliśmy go w te futra, tak aby mógł odpocząć i w rezultacie przeżyć. Wśród chorych znalazł się m.in. dziennikarz z Lwowa, on również znajdował się w skrytce z futrami, raptem jednak, w gorączce, wyszedł z ukrycia i zaczął się kierować w stronę wyjścia. SS-owiec, którego nazywaliśmy Anioł Śmierci spotkał go i zabrał po drodze go do lazaretu, miejsca, gdzie Ukraińcy chorych i niedołężnych skazywali na śmierć przez rozstrzelanie. Wtenczas pewien Żyd krzyknął do mnie – Weź papiery i idź za nim! Tak zrobiłem, nagle widzę, dziennikarz rzuca się do nóg Niemca i zaczyna krzyczeć – Tu jest konspiracja! To był moment krytyczny. Zacząłem się śmiać. Niemiec i Ukrainiec nie wiedzieli co się dzieje, w końcu Ukrainiec złapał go i rozstrzelił na moich oczach, myśląc, że ten zwariował. W ten sposób zorientowałam się, że w obozie funkcjonowała konspiracja. Minęło parę miesięcy. Któregoś dnia Niemcy przywieźli cement i pomiędzy dwoma niemieckimi barakami zaczęli budować zbrojownię. Nasi fachowcy, którzy montowali zamek w drzwiach zrobili dwa klucze. Jeden oddali Niemcom, drugi zatrzymali. 2 sierpnia wybuchło powstanie. Klucz, który wcześniej dorobiono przydał się. Dzięki niemu zdobyliśmy granaty i karabiny. O godzinie piętnastej wybuchł zbiornik benzyny, więźniowie zaczęli strzelać. Inni kierowali się w stronę wyjścia. Pierwsza grupa uciekinierów poległa na zasiekach przeciwczołgowych, część została skoszona przez karabin maszynowy. Pozostali, w tym ja, przebiegli przez trupy kolegów i wybiegli na łąki, kierując się w stronę lasu. Biegłem i krzyczałem jak opętany – Piekło spalone! Przekroczyliśmy tory kolejowe Małkinia-Siedlce. Wyszliśmy na tył wsi Wólka Okrąglik. Tam rozdzieliliśmy się. Część poszła w prawo, część w lewo. Ja zostałem się sam. Krążyłem 4 dni, nocowałem w Wólce Nadbużnej, po 4 dniach dostałem się do Warszawy, po 14 dniach kręcenia się z różnymi typami, spotkałem po aryjskiej stronie własnego ojca. Po paru miesiącach, gdy odrosły mi włosy zostałem połączony z Żydowską Organizacją Bojową, dostałem rewolwer. Po roku dołączyłem do powstania warszawskiego, najpierw byłem żołnierzem Polskiej Armii Ludowej, potem Armii Krajowej. Tak przeżyłem do dzisiaj. Jestem szczęśliwy, że mogę wam mówić to, co było, jestem szczęśliwy, że widzę was tutaj zainteresowanych tym, co się tu stało, zbrodnią, która nie zdarzyła się nigdzie indziej na świecie, dziękuję, że przyszliście – tak zakończył wzruszającą opowieść Willenberg.

Po wysłuchaniu historii ostatniego świadka przyszedł czas na modlitwę. „Kadisz”, modlitwę za zmarłych odmówił Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich. W intencji pomordowanych pomodlił się także Stas Wojciechowicz, rabin progresywny Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Psalm 23 w wersji polskiej i hebrajskiej odczytał zaś ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Polski.
Po złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy uczestnicy spotkania mogli wysłuchać historii obozu i porozmawiać z Samuelem Willenbergiem lub wziąć udział w oprowadzaniu po terenie obozu przez dr Caroline Sturdy Colls, która prowadziła tu badania archeologiczne. Dalsza część spotkania miała miejsce w budynku Muzeum Walki i Męczeństwa.
A. Korczak

14 sierpnia 2015