Wiersze o Treblince

Zagłada w sztuce - Wiersze o Treblince

Mała stacja Treblinka

Władysław Szlengel

Na szlaku Tłuszcz – Warszawa
z dworca Warschau-Ost
wyjeżdza się szynami
i jedzie się wprost…

I podróż trwa czasami
pięć godzin i trzy ćwierci,
a czasem trwa ta jazda
całe życie aż do śmierci…

A stacja jest maleńka
i rosną trzy choinki,
i napis jest zwyczajny:
tu stacja Treblinki.

I nie ma nawet kasy
ani bagażowego,
za milion nie dostaniesz
biletu powrotnego…

Nie czeka nikt na stacji
i nikt nie macha chustką,
i cisza tylko wisi,
i wita głuchą pustką.

I milczy słup stacyjny,
i milczą trzy choinki,
i milczy czarny napis,
że… stacja Treblinki.

I tylko wisi z dawna
(reklama w każdym razie)
zniszczony stary napis:
„Gotujcie na gazie.”


Już czas

Władysław Szlengel

Już czas! Czas!
Długoś nas dniem obrachunku straszył!
Mamy już dosyć modlitw i pokut.
Dzisiaj Ty staniesz przed sądem naszym
I będziesz czekał pokornie wyroku.
Rzucim Ci w serce potężnym kamieniem
Bluźniercze, straszne, krwawe oskarżenie.
– Ostrzem toporu, brzeszczotem szabel
Wedrze się w niebo jak wieża Babel
I Ty, tam w górze, wielki skazaniec,
Tam w międzygwiezdnej straszliwej ciszy,
Ty każde słowo nasze usłyszysz,
Jak Cię oskarża naród wybraniec,
– Nie ma zapłaty, nie ma zapłaty !!!
To, ześ nas kiedyś dawnymi laty,
Wywiódł z Egiptu do naszej ziemi,
To nic nie zmieni ! To nic nie zmieni !
Teraz Ci tego już nie przebaczym,
że Tyś nas wydał w ręce siepaczy –
Za to, że w czasie tysiącoleci
Byliśmy Tobie jak wierne dzieci.
Z Twoim imieniem każdy z nas konał
W cyrkach cezarów, w cyrku Nerona.
Na krzyżach Rzymian, stosach Hiszpanii
Bici i lżeni, poniewierani.
A Tyś nas wydał w ręce Kozakom,
Co rwali w strzępy Twój święty zakon.
Za męki getta, widma szubienic
My upodleni, my umęczeni –
Za śmierć w Treblince, zgięci pod batem,
Damy zapłatę !! Damy zapłatę !!
– Teraz nie ujdziesz już swego końca !
Gdy Cię sprowadzim na miejsce kaźni,
100-dolarowym złotym krążkiem słońca
Ty nie przekupisz wartownika łaźni.
I kiedy kat Cię popędzi i zmusi,
Zagna i wepchnie w komorę parową,
Zamknie za Tobą hermetyczne wieka,
Gorącą parą zacznie dusić, dusić,
I będziesz krzyczał, będziesz chciał uciekać –
Kiedy się skończą już konania męki,
Zawloką, wrzucą, tam potwornym dołem
Wyrwą Ci gwiazdy – złote zęby z szczęki –
A potem spalą.
I będziesz popiołem.
Warszawa, getto, grudzień 1942

Jedźcie do Treblinki

Halina Birenbaum

Jedźcie do Treblinki
Otwórzcie oczy szeroko
Wyostrzcie słuch
Wstrzymajcie oddech
wsłuchajcie się w głosy wydobywające się tam
spod każdego ziarenka ziemi –
jedźcie do Treblinki
Oni czekają na was, spragnieni głosu waszego życia
znaku waszego istnienia, kroku waszych nóg
ludzkiego spojrzenia
rozumiejącego, pamiętającego
powiewu miłości na Ich prochy –

jedźcie do Treblinki
z własnej, wolnej woli
jedźcie do Treblinki w potędze bólu nad okropnościami
tu dokonanymi
z głębi zrozumienia i serca, które płacze, nie godzi się
wysłuchajcie Ich tam wszystkimi zmysłami

jedźcie do Treblinki
opowie wam tam cisza zielona, złotawa lub biała
niezliczone opowieści
o życiu wzbronionym, niemożliwym – odebranym

jedźcie do Treblinki
spójrzcie, jak czas tam stanął
grzmiące milczenie umarłych
kamieni na model ludzkich postaci w tej głuszy
jedźcie do Treblinki odczuć to przez chwilę –

jedźcie do Treblinki
zasadzić kwiat gorącą łzą, westchnieniem ludzkim
przy jednym z kamieni upamiętnienia zgładzonych
ich popiołami i prochem

Oni czekają na was w Treblince
byście przyszli, wysłuchli ich opowieści unoszących się
w tej ciszy
przynieście Im za każdym razem
wieść o trwaniu waszego życia wtedy zabronionego
o miłości ożywiającej

jedźcie do Treblinki poprzez wszystkie pokolenia
nie zostawiajcie Ich samotnych –

Mój ojciec

Halina Birenbaum

Ojciec czytał nam wspaniałe pieśni
Ze starych ksiąg
Wypełniony wzruszeniem i podniosłością
Przekazywał nam ich pięknoWtedy nie rozumiałam ich treści
Ale ojca przejęcie i zachwyt
wchłaniałamOjciec tłumaczył nam znaczenie świąt
Czytał legendy o poświęceniu Chany
Cudzie Hanukah
o bezgranicznym oddaniu wierze –Nie bardzo rozumiałam
Obca była mi nawet mowa
Jego żarliwych modlitwAle kochałam wzruszenie Ojca
Wyraz twarzy – blask w jego oczach
Gdy czytał lub modlił się
Do dziś żyje we mnie ten obraz

Gdy bombardowano we Wrześniu Warszawę
Ojciec niemal płakał w swej niemocy
Nasz dom wtedy się spalił
W Wielki Dzień Sądu żydowski Jom Kipur

Wybiegliśmy na płonącą ulicę
Ojciec mocno ściskał moją rękę
Wpatrywał się we mnie rozpaczliwie
Jakby usprawiedliwiając się…

Zapamiętałam jego spojrzenie z Tamtych dni
W getcie modlił się więcej niż dawniej
Szukał ratunku w Bogu
Porzucanym przez wielu pośród okropności

Pierwszy raz widziałam go płaczącego jak dziecko
Na wieść o śmierci dziadka w Białej Podlaskiej
Ojciec miał wtedy czterdzieści kilka lat…
I odtąd modlił się jeszcze częściej –

Ludzie w getcie puchli z głodu
Umierali na ulicach – my jeszcze mieliśmy chleb
Uczyliśmy się nawet w „kompletach”
Z książek pozostałych po pożodze…

Kilka teatrów nadal grywało w getcie
Mój starszy brat zdobył raz bilety
W Feminie wystawiano Księżniczkę Czardasza
Ojciec nie wybaczył – nie mógł pojąć

Jak można pójść do teatru gdy zwłoki
Gdy umierający zalegają ulice?!
Nie rozumiałam, nie słuchałam jego głosu
Do dziś jego słowa i głos dźwięczą mi w uszach –

Ojciec mówił że nie wolno sprzeciwiać się rozkazom
Wspominał straszną nazwę-karę: Auschwitz …
W swej naiwności nie doceniał morderczych planów
Nazistowskich niemieckich okupantów!

Matka miała przeciwne zdanie –
Ojciec kochał pieśniami, modlitwami
Rozpaczą wobec grozy
Matka zmaganiem lub godzeniem się z losem

Ojca posłusznego Bogu i ludziom zabili w Treblince
Walczącą i na przemian godzącą się z losem Matkę
Zabili i spalili na Majdanku
Czy kiedyś naprawdę Oni byli? Miałam ich?

Ich obraz wyziera z moich oczu wraz z ich męką
Poprzez moje oczy Oni uśmiechają się, płaczą
Prowadzą mnie po moich wszystkich drogach
Żyją – póki moje oczy na zawsze się nie zamkną
24. 08. 2003

Jesień w Treblince

Halina Birenbaum

w Treblince już jesień
liście opadły zniknęła zieleń
cisza deszcz wiatr
niebo grozi albo może tylko płacze
kałuże na ziemi
która jest prochem ciał tutaj
spalonych –
drzewa przyglądają się kamieniom-pomnikom
tak samo bezradnym i nagim jak one
– byłam tam
latem w czasie kwitnienia
zdrętwiała na polu kamieni
pośród zielonych traw i drzew
a teraz jestem daleka
słyszę stamtąd szarą jesień
wracam
widzę twarze odbite
w kałużach

1986

Strach

Halina Birenbaum

Wszystko czego doświadczyłam w życiu
było trudniejsze, niebezpieczniejsze i gorsze
od tego przed czym drży każdy człowiek,
a przecież potrafiłam przetrwać
więc czego bać się jeszcze?
nie ma dziś komór gazowych
śmierć głodowa nie zagląda mi w oczy
ani śmierć od katorżniczej pracy
bicia mrozu
to już jest poza mną, minęło

tylko ów strach pozostał
paraliżujący zmysły skurcz serca
zimny pot na czole
ciężkie zdrętwiałe nogi
chęć nieprzytomnej ucieczki
bezsilnego daremnego szukania ratunku
dławi gnębi gna
nigdzie nie daje wytchnienia
nigdzie nie pozwala czuć się swobodnie
skuwa jak w kajdany nie daje być sobą
nakazuje czuwać nasłuchiwać bronić się
przed światłem i przed nocą
przed obelgą złym słowem złym spojrzeniem
przed nieżyczliwym uśmiechem
bólem śmiercią
– nie wiem czego boję się bardziej
bólu czy śmierci
nieprzyjaźni nietrwałości uczuć ludzkich
istnienia ludzkiego?
wszak śmierć nie boli ona wyzwala
a ból jest życiem –
ale wyrzucić z pamięci przeszłość
niepodobna
niemożliwe zapomnieć cierpienia

nie chciałam i nie chcę kiedykolwiek
nie być
jednak
kiedy ten strach skuwa serce
życie traci sens, ciąży
– więc muszę wyzbyć się strachu
przed nim się tylko bronić!

25 grudnia 1968

TREBLINKA

Pamięci  zamordowanych  w Treblince  ofiar Holocaustu, pochodzących  z  mojego rodzinnego  miasta, Skarżyska–Kamiennej

Piotr Jan Nasiołkowski

Majster z Niemiec przybył tutaj, by rozniecić las płomieni
Nie zgaszonych krwią, ni łzami.., zaklętymi w tłum kamieni
Przywiezionych ze ścian płaczu, przez nienawiść rozbijanych
Wieczny kadisz zawodzących –  wśród popiołów zapomnianych
Siedem ramion Twej menory… nie utuli zawstydzenia
Trójcy krzyży  zaskoczonej, że… zabrakło jej cierpienia,
Przerażonej losem duszy – gdzieś.., na torach zabłąkanej…
Przez ten pociąg z gwiezdnym pyłem – ciemną nocą rozjechanej…
Siedem ramion Twej menory, nie obejmie mego strachu
Zbudzonego rozsypaniem.., szarej barwy garstki piachu…

Litania do Madonny Treblińskiej

Roman Brandstaetter (1906 – 1987) – Stabat Mater (fragmenty)

Stała pod krzyżem judejska Madonna,
Obelisk bólu wołający w niebo
Z pieców Treblinki, włosy rozpuszczone,
Nieco w nieładzie jak pieśń nad pieśniami.

O, Matko Boga, o Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Wpatrzona w żółte ciało swego syna,
W owoc żywota i w świętą gromnicę
Na krzyż przybitą.

O, zakryj oczy i nie patrz na dramat,
Kowalu siedmiu mieczów, które Matka
W sercu poczuła, gdy jej Syn
wstąpił w sad oliwny Raju
I wszystkim ludziom udowodnił,
Że Bóg potrafi jak człowiek umierać.

O Matko stojąca
Może w tym miejscu, gdzie ja teraz stoję,
Madonno Treblińska,
Święta Madonno obozów zagłady,
Święta Madonno mordowanych żywcem,
Święta Madonno skwierczącego ciała,
Święta Madonno gazowej komory,
Święta Madonno rozpalonych rusztów,
Święta Madonno człowieczych popiołów,
Módl się za popiół
Mojej Matki,
Za jej spalone życie,
Za jej spalone włosy,
Za jej spalone oczy,
Módl się, Madonno,
Na szczycie Trupiej Czaszki.
Madonno Treblińska.